Blaski stolicy

From Wfrp2

12 XI 2522 kalendarza imperium / 26.11.2006 n.e.

Bohaterowie

Streszczenie - MG

Mimo włamania do ich pokoi bohaterowie kontynuują poszukiwania sztyletu. Spotkali się ponownie z Theodorą Pfrieg, poznali Gottriego Młotorękiego (łowcę czarownic) oraz Hrabiego Fredericka. Ten ostatni wyraźnie polubił Eldril.

Poszukiwania nie upłynęły bez przygód. Ukryty kusznik próbował zastrzelić Gildrila. Elf jednak przeżył strzał. Drużyna, po brawurowym pościgu, dopadła zamachowca. Ten, przyparty do rynsztoka dokładnie opisał swoją pracodawczynię, którą spotkał w „Trzech brodach”.

Zbacz też Altdorf.

Opowieść Ermintrudy

Ciężkie to było doświadczenie. Zbroję zamienić na niewygodną i nie dająca poczucia bezpieczeństwa suknię. Eldril włożyła sporo wysiłku w umalowanie mnie i Aniki żebyśmy bardziej przypominały istoty płci żeńskiej. Za wszelką cenę nie chciałam się pozbywać broni więc kupiłam sobie ozdobną pochwę na miecz, która pasowała do sukienki. Tak odstawieni ruszyliśmy na spotkanie z pierwszą osobą na naszej liście.

Teodora Pfrieg, była łowczyni czarownic okazała się całkiem sympatyczna. Lecz niestety mało przydatna. Wysłuchała naszej opowieści i w zamian obdarzyła nas kilkoma swoimi. Trochę dłuższymi… Musieliśmy obiecać, że przyjdziemy jutro wysłuchać reszty wynurzeń a i tak już byliśmy spóźnieni na spotkanie.

Konrad Mesner – magister kolegium światła – umówił się z nami w swoim ulubionym klubie. Ochroniarze przed wejściem potraktowali nas jak bandę obdartusów, ale ponieważ byliśmy umówieni nie mogli nas pogonić. Zostaliśmy łaskawie wpuszczeni tylnym wejściem. Klub był bardzo dziwnym miejscem. Łączył w sobie bibliotekę z ekskluzywną karczmą. Wszędzie było mnóstwo książek, które można było sobie wziąć do stolika. Przy lekturze jednej z nich zastaliśmy Konrada. Już na początku rozmowy zorientowaliśmy się, że traktuje nas jak zło konieczne i stara się nie stracić na nas zbyt dużo czasu. O sztylecie nic nie wie, ale przecież nie może wiedzieć o wszystkich artefaktach, które znajdują się w kolegium. Czy wiemy jak go zniszczyć? Jak nie wiemy to lepiej żebyśmy się najpierw dowiedzieli. A on postara się dowiedzieć czegoś o sztylecie. Jeszcze w swojej łaskawości podał nam namiary na następne osoby, z którymi możemy porozmawiać w tej sprawie. Ze spotkania wyszliśmy nieco zdegustowani. A najbardziej Anika, która z miejsca uznała Konrada za głównego podejrzanego w sprawie.

Na koniec kiepskiego dnia czekała nas w karczmie przykra niespodzianka. Ktoś włamał się do naszych pokoi i zamienił je w pobojowisko. Karczmarka nie wiedziała jak to się stało i bardzo przepraszała. Faktycznie była dziś jakaś bójka i zamieszanie. To musiało być wtedy… Na szczęście nic nie zginęło.

Następne kilka dni nie było zbyt owocne i nie udało nam się pchnąć sprawy do przodu. Owszem, rozmawialiśmy z kilkoma osobami, ale byli to dumni i ważni arystokraci nie wykazujący chęci współpracy ani nawet większego zainteresowania sprawą. Albo pomyleńcy. Właściwie nic dziwnego. Sama bym ześwirowana mieszkając dłużej w tym mieście.

Weźmy np. hrabiego Frederick. Ważna osoba, mnóstwo znajomości(mocno poszerzył naszą listę kontaktów). Bardzo zasłużony w walce z chaosem tzn. sypnął kiedyś groszem w słusznej sprawie. I tyle, znikoma przydatność w praktyce.

Albo Gotrrie krasnolud – były łowca czarownic. Sympatyczny nawet i chętny do pomocy. Typ fanatyka, któremu praca zaszkodziła na stare lata. Ciężko się z nim dogadać bo nie wiadomo gdzie w tym co mówi kończy się fantazja i zaczyna prawda. Obraca się w podobnym sobie towarzystwie. Mniszka, która lubi się biczować. W ramach pokuty, a nie dla uciechy jak z początku myśleliśmy. I daleko posunięta dama z wyższych sfer Elizabeth Baern. Pomylona baba z głupim psem, której nie chciało się zużyć na nas lokaja i sami sobie herbatę robiliśmy.

Był jeszcze kupiec erotoman. Kolekcjoner sztuki pod różnymi postaciami. Chciał sobie skolekcjonować Eldril, ale nie była chętna. W efekcie tej znajomości przesiedzieliśmy kupę czasu w nudnej operze. Nawet orzeszków nie dali.

Rozmowy, rozmowy i jeszcze raz rozmowy. Monotonię wizyt urozmaiciły trochę dwa zamachy na nasze życie. Pierwszy był nawet całkiem widowiskowy. Siedzieliśmy sobie w karczmie przy posiłku, kiedy chłopiec na posyłki(bez ucha) dostarczył nam list. Radośnie rozerwaliśmy dziwną pieczęć z nadzieją, ze to jakieś wskazówki. A tu wyskakuje na nas demonek. Twardy był skubany i nawet przy takiej przewadze liczebnej nie było łatwo go pokonać. Wreszcie Anika rozwaliła go razem ze stołem pięknym ciosem swojego bojowego kilofa. Wydarzenie to szybko stało się atrakcją turystyczną lokalu i karczmarka urządziła mu na ścianie kącik pamięci. Znalazły się tam resztki stołu i kilof Aniki(który odkupiła z tej radości). Nie mięliśmy pojęcia kto mógł podesłać pupilka.

Drugi zamach był owocny w informacje. Zaczęło się od ataku snajpera. Szliśmy sobie uliczką. Niezbyt opancerzeni ani uzbrojeni wedle tutejszej mody. Aż tu nagle Gildril obrywa bełtem. Miał trochę szczęścia i pocisk nie uczynił mu dużej krzywdy. Anika wypatrzyła zamachowca na dachu sąsiedniego budynku i rzuciliśmy się za nim w pościg. Wyraźnie byliśmy dziś w formie. Ja z Eldril iście kocią zręcznością przeskoczyłyśmy karetę, która wyrosła nam nagle na drodze i szybko dopadłyśmy zbira. Przy użyciu delikatnej perswazji najemnik wygadał kto mu zlecił robotę. Niestety wiedział tylko, że to była to kobieta o krępej budowie ciała i bliznach na rękach. Była w kapturze i nie potrafił nam podać więcej szczegółów. Metody dialogu, jakich użył Jari żeby wydobyć z gościa te informacje pozwoliły nam stwierdzić że jest on przestraszony i mówi prawdę. Wprawdzie niewielki, ale mieliśmy już jakiś trop. Po odbiór nagrody zabójca miał się zgłosić do speluny „Pod Trzema Brodami”. Na końcu zabraliśmy mu kasę, jaką dostał jako zaliczkę na nas i oddaliśmy go w ręce straży miejskiej.

Personal tools