Oczyszczenie
From Wfrp2
27 IX 2522 kalendarza imperium / 23.04.2006 n.e.
- Eldril - elfka, rzecznik rodu
- Ermintruda - kobieta, włóczykij
- Gildril - elf, wojownik klanowy
- Jari - krasnolud, gladiator
Opowieść Ermintrudy
Po procesie wszyscy zgodnie stwierdzili, że wkopałam drużynę. A to powiedziałam, że mieliśmy ikonę Sigmara, a to, że spotkaliśmy rycerzy. Ogólnie byli na mnie źli. I z wzajemnością. Się przyciepili bez sensu.
W obawie przed rozsierdzonym tłumem straż zapędziła wszystkich uczestników procesu do pałacu celem przenocowania. Zmęczeni wydarzeniami poprzedniej doby i nie przespaną nocą padliśmy na łóżka. Ale nie dane nam było odpocząć gdyż wkrótce przyczłapał zatrwożony brat Ranulf z prośbą. Przytargał sporą okutą skrzynię z artefaktyczną czaszką w środku, którą zawinął Leibnizowi. Mieliśmy odnieść ja do kolegium teologica żeby mogli ją zniszczyć. Cel szczytny więc ruszyliśmy. Chyłkiem przez park. Gildril na czatach wypatrywał straży miejskiej, którą mijaliśmy z lękiem, że czaszka postanowi objawić światu swoją krzykliwą obecność.
W budynku kolegium powitał nas gburowaty cieć, który nie lubił żaków i nie chciał nam powiedzieć gdzie śpi Zwainshtain. W końcu z pomocą Eldril, która przeczytała tablicę z planem znaleźliśmy pokój teologa. Nawet nie spał i z zainteresowaniem wysłuchał naszej historii. Po czym otworzył skrzynię i obejrzał ze spokojem ludzką, okrwawioną głowę. Nie tego typu czaszkę spodziewaliśmy się ujrzeć w pudle. Na szczęście teolog uwierzył w naszą historię i nie wezwał straży żeby nas zamknęła za morderstwo. Głowa, co stwierdziliśmy z przykrością, należała do naszego, wyratowanego niedawno z rąk kultystów znajomego, Opfera. Wobec niezgodności zawartości skrzyni z naszymi oczekiwaniami opuściliśmy gościnne progi kolegium i ponownie chyłkiem wróciliśmy do pałacu. Z pomocą pokojówki ze świecą odnaleźliśmy Ranulfa i podzieliliśmy się z nim naszym radosnym odkryciem. Brzmiał wiarygodnie więc nie zarąbaliśmy go na miejscu. Wręcz przeciwnie, ruszył z nami do walki ze złem tego miasta.
Okazało się, że główny podejrzany arcykapłan raczył się oddalić z pałacu wbrew zakazom kapitana straży miejskiej i uniemożliwił nam w ten sposób wykonanie szybkiej egzekucji. Postanowiliśmy go odnaleźć, ale najpierw trzeba było się pozbyć kłopotliwego bagażu. Odwiedziliśmy więc w środku nocy naszego zaprzyjaźnionego kapłana Schultza. Wysłuchał nas i obiecał przechować głowę. Następny był kapitan straży. Ku mojej radości wkurzył się na Lebniza i obiecał wysłać swoich ludzi do świątyni Ulryka. Dostaliśmy pozwolenie na szwendanie się po mieście w godzinę policyjną i ruszyliśmy rozprawić się z naszym wrogiem w towarzystwie dzielnego brata Ranulfa.
Do świątyni weszliśmy bocznym wejściem. Od razu zauważyliśmy odmianę w postaci bardziej niż zwykle rozpalonego ognia świątynnego. Potem wszystko działo się bardzo szybko. Leibniz odprawiający jakiś mroczny rytuał mordował swoich uczniów. Świątynni strażnicy rzucili się na nas i rogorzała walka. Brat Ranulf pomagał nam dzielnie dopóki nie stracił przytomności po kolejnym ciosie. Bitwa była bardzo ciężka. Słupy świątynne utrudniały działanie łucznikom. Jari walczył z kilkoma przciwnikami na raz. Ja byłam bardzo ciężko ranna i często musiałam się wycofywać z bezpośredniego starcia. Dzięki temu udało mi się wpuścić do świątyni strażników, których wreszcie wysłał nam na pomoc Schulstad. Ci tak średnio nam na początku pomagali próbując zaprowadzić porządek groźbami. Wreszcie udało nam się pokonać arcykapłana Ulryka lecz niestety teraz do akcji weszła nasza znienawidzona artefaktyczna czaszka, którą bydlak miał na szyi. Wydostał się z niej potworny demon chaosu i rzucił się na nas ziejąc nienawiścią. Przy wspólnych wysiłkach i w strugach posoki udało nam się pokonać bestię zrodzoną z krwi ofiar Leibniza. W chwili kiedy demon poległ objawił nam się sam Ulryk i pobłogosławił nas. W podziękowaniu za oczyszczenie jego świątyni z plugastwa chaosu obdarował nas swoim znakiem. I od tej chwili dumnie noszę znamię białego wilka i topora na dłoni. Jako znak zjednoczenia Sigmara i Ulryka.