Marchewa Żelaznywładsson
From Krasnapedia
Świat: Świat Dysku
Ten młody człowiek nazywany jest Marchewą, oczywiście nie z powodu włosów, które ojciec ścinał mu krótko dla Higieny. To z powodu jego sylwetki - szerokiej u góry, zwężającej się ku dołowi; taką sylwetkę zyskuje chłopiec dzięki zdrowemu trybowi życia, pożywnemu jedzeniu i świeżemu górskiemu powietrzu potężnymi porcjami wciąganemu do płuc. Kiedy napina mięśnie ramion inne mięśnie muszą się najpierw odsunąć.
Posiada on również miecz wręczony mu w tajemniczych okolicznościach. Bardzo tajemniczych okolicznościach. Aż dziw zatem, że jest w tym mieczu coś nieoczekiwanego: nie jest magiczny. Nie ma imienia. Kiedy się nim macha, człowieka nie wypełnia poczucie mocy, tylko wyrastają mu bąble na dłoniach. Można by uwierzyć, że miecz ten był używany tak często, aż zatracił inne swe cechy i stał się kwintesencją miecza: długim kawałkiem metalu z bardzo ostrymi krawędziami. I nie ma wypisanego na klindze przeznaczenia. Jest właściwie unikalny.
Nie tylko świeże górskie powietrze dało Marchewie jego potężną budowę. Pomogło też dorastanie w kopalni złota krasnoludów i praca po dwanaście godzin na dobę przy wyciąganiu wózków na powierzchnię.
Trochę się garbił. To z kolei było skutkiem dorastania w kopalni złota krasnoludów, które uważały, że pięć stóp to odpowiednia wysokość dla sklepienia.
Zawsze wiedział, że jest inny. Na przykład bardziej posiniaczony. Aż raz stanął przed nim ojciec (a sięgał mu do pasa) i powiedział, że Marchewa naprawdę nie jest - jak zawsze wierzył - krasnoludem. To straszne w wieku prawie szesnastu lat odkryć, że należy się do niewłaściwego gatunku. Jednak rodzice nie chcieli mówić mu tego wcześniej, bo mieli nadzieję, że wyrośnie z rośnięcia. Ojciec powiedział mu też, że z matką ustalili, że czas już by wyruszył między swoich i że to nie w porządku trzymać go bez towarzystwa osób jego wzrostu. Ojciec gdy był zmartwiony, przekręcał obluzowany nit w hełmie.
Marchewa ma sześć stóp i sześć cali wzrostu (2 metry). Pewnego dnia krasnoludy znalazły go w lesie. Raczkował nie daleko szlaku. Stały tam takie wozy. Paliły się, można powiedzieć. I martwi ludzie. Hm, no tak. Wyjątkowo martwi. Z powodu bandytów. To była ciężka zima, tamta zima, i różni tacy chowali się po górach. Zabrali go a potem zima trwała długo i mama się do niego przyzwyczaiła i... W każdym razie nie poprosili Varenshiego, żeby o niego popytał.
Marchewa przyjął wieści o tym spokojnie, głównie dlatego że prawie nic nie zrozumiał. Poza tym, o ile wiedział, dzieci znajduje się raczkujące przy szlaku, to normalna metoda przychodzenia na świat. Krasnoluda uznaje się za zbyt młodego, by mu (zaimek używany przez krasnoludy do określenia obu płci; wszystkie krasnoludy mają brody i noszą do dwunastu warstw ubrania; płeć jest mniej więcej opcjonalna) tłumaczyć techniczne elementy całego procesu, dopóki nie osiągnie dojrzałości (tzn. ok. 55 roku życia).
Marchewie bardzo podoba się Blaszka Skałokruszówna. Mówi o niej, że jest śliczna, a o jej brodzie, że jest miękka jak coś bardzo miękkiego. Niestety rodzice tych dwojga uważają, że to nie przystoi. I nie chodzi o to, żę go nie lubią. Jest porządnym chłopcem i dobrym robotnikiem. Byłby z niego świetny zięć. A nawet czterech dobrych zięciów. W tym problem. Zresztą ona ma dopiero sześćdziesiątkę. To nie uchodzi. Nie wypada.
Tak więc król, ojciec Marchewy postanowił wysłać go na służbę do Straży w Ankh-Morpork. Zanim Marchewa wyruszył w drogę, ojciec dał mu jeszcze miecz, który znaleźli między wozami przy których znaleziono Marchewę, oraz Krasnoludzką kamizelę. Miecz został wcześniej sprawdzony przez czarownicę. Okazał się on najbardziej niemagicznym mieczem jaki widziała. Ale jest nieźle wyważony. Od pana Vareshiego dostał jeszcze ochraniacz na "witalne części", oraz książkę pt. "Prawa i Przepisy Porządkowe miast Ankh i Morpork", które to należały do pradziadka Varenshiego.